Strona główna » Gdy coaching działa jak katalizator. Sopkowski o kluczach do sukcesu

Gdy coaching działa jak katalizator. Sopkowski o kluczach do sukcesu

przez admin

 Coaching nie jest terapią, tzn. nie koncentruje się na poszukiwaniu dysfunkcji i problemów. Stawiamy na wyciąganie wniosków, analizowanie swojej sytuacji – mówi Paweł Sopkowski. Z właścicielem firmy CoachWise, inicjatorem programu HR Mentoring Grupowy, rozmawia Michał Szymański, redaktor naczelny portalu „Biznes z klasą”. Zapraszamy na drugą część wywiadu z ekspertem szkoleń biznesowych, w której dowiadujemy się, dlaczego coaching możemy porównać do katalizatora oraz co daje spojrzenie na siebie i firmę z innej perspektywy.

 

Temat coachingu jest bardzo interesujący. Tyle się o nim mówi, a dla mnie jest on nadal troszeczkę owiany tajemnicą. Co się kryje pod tym pojęciem? Co możemy osiągnąć, decydując się na coaching?

Moją drogą do poznania coachingu była konstatacja, taki wniosek z obserwacji tradycyjnych działań, zazwyczaj szkoleniowych. Spotykała się grupa, był jakiś trener. On przekazywał pewną wiedzę, dzielił się doświadczeniami albo ta grupa między sobą wymieniała się  obserwacjami. Potem dochodzili do pewnych wniosków, zamykali drzwi za sobą i wracali do miejsca pracy. Najczęściej na to mamy już badania i statystyki. Zazwyczaj poziom wdrożenia efektów rozmów, przeprowadzonych ćwiczeń jest dosyć nikły. Może 10 do 15 procent osób  w ogóle coś wdraża. Pozostaje pytanie na temat tego, ile wdraża?  Cały czas zastanawiałem się, jakby można było jakoś zwiększyć efektywność. Kiedy spotkałem coaching rozumiany jako relacje 1 na 1, której celem jest przeprowadzenie pewnej zmiany w swoim życiu, nauczenie się czegoś albo pokonanie jakiegoś wyzwania, to wtedy jak powiedział, znany kabareciarz, Bohdan Smoleń: „to było brakujące ogniwo w teorii Darwina”. Po prostu tego brakowało mi. Można powiedzieć, że to istota coachingu. Skoncentrujmy się na jego indywidualnym wymiarze. Wspiera konkretnego Kowalskiego  w sprecyzowanej sytuacji życiowej lub zawodowej. Otoczonego konkretnym kontekstem, mającego konkretne cele, posiadającego konkretne zasoby, w przeprowadzeniu jakiejś zmiany, we wzroście czy rozwoju. Coaching nie jest terapią, tzn. nie koncentruje się na poszukiwaniu dysfunkcji i problemów. Stawiamy na wyciąganie wniosków, analizowanie swojej sytuacji. Dokonujemy refleksji, na podstawie której mobilizujemy siebie i swoje środowisko, by wykonywać jakiś krok we właściwą stronę, pożądaną przez siebie, co jest ważne, a nie przez coacha, firmę, żonę czy męża.

 


Na czym to polega?

 

Najchętniej używam porównania coachingu do katalizatora. Mamy reakcję chemiczną, np. wodę ze stalą, czy pewnym gazem. Wiadomo, że woda z gazem, prędzej czy później doprowadzi do rdzewienia, czyli wytworzy się jakiś tlenek żelaza, czyli rdza. Proces ma swoją naturalną dynamikę, natomiast katalizator w takiej reakcji, po prostu przyspiesza ją.   Coaching, podobnie do tej zasady, jest wspieraniem zazwyczaj, najbardziej naturalnych dla nas procesów; analizy sytuacji, stawiania celu, planowania działań, wyciągania z tego wniosków. Jedną z jego funkcji jest ta katalizująca. Coaching jest również źródłem pewnej wiedzy. Dobrzy coachowie, będą mieli narzędzia. Ich posiadanie wynika z wiedzy w konkretnych dziedzinach. Na przykład mam w sobie potrzebę związaną z rozwojem swojej kariery, czy muszę podjąć decyzję jej dotyczącą. Dobry coach będzie pomagał dojść do własnych wniosków. Powinien posługiwać się, legitymować się, narzędziami, wiedzą z obszaru, z którym zwraca się do niego klient. I w tym zakresie, oczywiście nikt nie powie, że coach jest trenerem, ale zdecydowanie poszerza zakres wiedzy, świadomości swojego klienta o swoje zasoby. Coach tłumaczy albo przynajmniej prezentuje swoją perspektywę, ale też korzysta z tej wiedzy, zadając pytania. Na przykład mając świadomość, że w procesach decyzyjnych człowiek np. nie może się zdecydować czy bardziej w lewą czy w prawą, bo to jest wybór tzw. mniejszego zła, jest w stanie zadać klientowi pytanie, czy poprowadzić go do refleksji, za pomocą której klient sobie uświadomi ten proces.  Zda sobie sprawę, że jest taki wahliwy, a tak naprawdę, warianty są tak bardzo odległe, że szkoda w ogóle marnować na nie czas. Używając tutaj dobrego przykładu, ktoś się zastanawia nad kupieniem samochodu. Myśli, kupić opla czy forda. Okazuje się, że wybrane modele są jednak do siebie bardzo podobne. Można tygodniami rozmyślać,  robić analizy w nieskończoność. A tak naprawdę,  to nie robi takiej wielkiej różnicy i wiedząc o tym, używając tego jako przykładu, coach jest w stanie dopomóc klientowi pytaniami, swoimi refleksjami, spostrzeżeniami.

 

Czy coach, ma za zadanie tak pracować z klientem i zadawać mu odpowiednie pytania, żeby klient sam doszedł do rozwiązań, których jeszcze nie widzi?

 

Tak. Czasami rolą coacha, w procesie będzie również to, żeby klient utwierdził się w wyborach, których dokonał. Czyli zmiana w procesie coachingowym, nie tylko polega na pojawieniu się nowego, ale że mamy np. więcej determinacji i motywacji, żeby kontynuować to, co było stare. Na przykład byłem sobie informatykiem, dostałem propozycję, żeby pójść w stronę zarządzania i zostania kierownikiem projektu. Rozważam, pracuję z coachem, dokonuję pewnych analiz, zastanawiam się nad swoimi predyspozycjami, nad konsekwencjami decyzji krótko i długofalowymi. Potem podejmuję decyzje. Mogę zdecydować, że zostaję przy starej opcji, ale robię to w sposób bardziej świadomy, intencjonalny. Jest angielskie słowo, które mi przychodzi do głowy – deliberate, taki rozważny. Potem łatwiej jest w wyborze, po prostu funkcjonować. Zadał Pan bardzo ciekawe pytanie o tzw. obszary zastosowania coachingu. Są one bardzo szerokie. My akurat zajmujemy się głównie coachingiem biznesowym, można powiedzieć prawie wyłącznie – to jest nasz obszar specjalizacji. Chociaż również patrzymy na człowieka całościowo. Każdy klient coachingowy oprócz tego, że pełni pewną rolę zawodową jest po prostu człowiekiem.   Zajmujemy się głównie coachingiem biznesowym, ogólnie to jest cały zakres zadań związanych z rozwojem, rozwiązywaniem problemów, podejmowaniem decyzji, analizą sytuacji, klarowaniem sobie celów, również wypracowaniem w ogóle motywu, dla którego robię to co robię. Takie uświadamianie sobie, że realizuję, to co realizuję nie dlatego, że tak wyszło, bądź jest to potrzebne, ale mam gdzieś w tym wszystkim swój własny motyw, jakiś własny, nazwijmy to po staropolsku drajwer.

 

Jeżeli pracujecie coachingowo, to współpracujecie z działami w firmach, a następnie z poszczególnymi osobami, tak żeby ten aspekt biznesowy i cel całej korporacji, który idzie w kierunku rozwoju, wzmocnić? A może coachingowo pracujecie tylko z zarządem,  z pojedynczymi osobami?  To są relacje jeden na jeden? 

 

W realiach to wygląda zazwyczaj, że najczęściej pracujemy w tym drugim scenariuszu czyli z konkretną osobą, która ma coś do osiągnięcia. Faktycznie jednak istnieje takie zjawisko, są przypadki interwencji szerzej zakrojonych, gdzie np. pracujemy z zespołem projektowym,   wykonawczym, czy zarządczym. Pracujemy nad uwspólnieniem agendy, tego jak pracujemy, co mamy do zrobienia, jaki jest nasz plan. Ustalamy, jakim zasadom będziemy hołdować w ramach współpracy. Bardzo często jest tak, że wdrożenie tych konkluzji, wniosków z pracy zespołowej na poziomie indywidualnym, jest wspierane również indywidualnie.

 

Czyli najpierw praca zespołowa, a następnie wyciąganie pojedynczych osób, które można ulepszyć, poprawić ich funkcjonowanie?

 

Jeżeli mówimy, że zespół ma dokonać pewnej zmiany, ma coś nowego do wykreowania, to zazwyczaj jest tak, że poszczególni członkowie zespołu, będą potrzebowali też, coś inaczej zrobić. Teraz można założyć systemowo, że oni to będą realizowali sami, bez pomocy zewnętrznej, albo można założyć, że wsparcie zewnętrzne będzie im potrzebne. My raczej stawiamy tą drugą tezę, ale nie robimy tego obowiązkowo, tylko dla tych którzy chcą. Wracając do wątku pierwszego – pracy indywidualnej, można by było odnieść takie wrażenie, że nas kontekst organizacyjny nie interesuje, bo pracujemy z konkretną osobą. Nie jest to prawdą, dlatego że są dwa elementy, które w procesach coachingu – zwłaszcza biznesowego –  są podstawą. Pierwszy to relacja, na etapie nazwijmy to kontraktowania, umawiania się, co coaching ma przynieść. To jest relacja, również z przełożonym, bądź z HR, bądź z jednym i drugim. Można powiedzieć, że istnieje tutaj takie pojęcie, jakby dodatkowego klienta. Mamy klienta, osobę z którą pracujemy i klienta, w postaci organizacji. I ta organizacja ma czasami, bardzo klarowne oczekiwania, co ma się, że tak powiem, zadziać, co rozwinąć. Zawsze o ten głos pytamy, dlatego byłoby błędem w sztuce, nie uwzględniać, nazwijmy to kontekstu organizacyjnego. Drugi element to moment, w którym organizacja jest zaangażowana, to czas takiej informacji zwrotnej. Klient coachingowy, który ma coś do zrobienia, w konkretnym swoim kontekście, potrzebuje na bieżąco dostawać informacje, czy idzie w dobrą stronę, jak to wygląda. Dobrzy coachowie biznesowi to po prostu uwzględniają. To nie jest taki scenariusz, gdzie się wyrywa człowieka z rzeczywistości, stawia w jakimś laboratorium i on  realizuje niestworzone historie, potem wraca i nie wie, co z tym zrobić. Wszystko jest bardzo praktyczne i osadzone w realiach. Podam konkretny przykład. Ostatnio była tu u mnie pani dyrektor jednego z większych w Polsce ośrodków medycznych. 2000 ludzi, 200 milionów złotych budżetu. Rozmawialiśmy na temat jej rozwoju przywódczego, bo ma przed sobą możliwości związane z kolejnymi etapami kariery. Dyskutujemy o niej jako o osobie, o rozwoju, o priorytetach, ale umieszczamy te nasze rozmowy w przestrzeni jednostki medycznej, która ma swoją specyfikę i historię. Pani dyrektor ma konkretnego przełożonego i kolegów. Musimy jej sytuację osadzić w kontekście, inaczej to nie zadziała. Czasem praca psychologiczna, ma taki charakter, że koncentrujemy się na tobie, a jak to wykorzystasz, zależy od ciebie.  My nie jesteśmy laboratorium, my nie symulujemy jakiejś rzeczywistości, my zjeżdżamy jakby w Formule 1, do tego pit stopu, ale potem wracamy na tor. To co robimy w trakcie pobytu pit stopie ma mieć wpływ i znaczenie, z perspektywy tego w jakim wyścigu bierzemy udział.

 

Czy jeżeli decydujemy się na coaching, to można jasno stwierdzić, że wyniki sprzedażowe, optymalizacyjne, giełdowe firmy powinny skoczyć do góry?

 

Badania jasno pokazują, że zwrot z tzw. inwestycji, jest po prostu jakby liczony w tysiącach procent. Tak, są wielokrotne zwroty. Coaching biznesowy kosztuje w Polsce, między 800 a 2000 zł, może nawet czasami więcej, za sesję. To nie są tanie rzeczy, ale proszę, sobie wyobrazić, że pani dyrektor, o której opowiadałem, ma w budżecie, powiedzmy 15000 zł. To z jednej strony jest dużo pieniędzy, a z drugiej strony to są trzy takie smartfony. Jeżeli ktoś zarządza budżetem 200 milinów złotych, to nie jest jakaś fizyka kwantowa, de facto płacimy mniej niż za leasing jej samochodu służbowego. Z jednej strony to dużo kosztuje, a z drugiej to ludzie o szerokim wpływie, na organizację, na jej wyniki. Istotne jest, żeby coaching był dobrze ustawiony i realizowany. Co jest najważniejsze, jeśli sam człowiek chce nowego, jest na to gotowy. Nawet nie tylko to przyjąć, ale jest gotowy to wypracować. W takim scenariuszu to musi przynieść efekty. Rezultaty są różne. Czasami efektem jest to, że człowiek podejmuje decyzję o opuszczeniu organizacji. Innym razem jest tak, że dochodzi do wniosku, że jakby nie ma warunków, żeby wziąć odpowiedzialność, za to czego się od niego oczekuje. To są pojedyncze sytuacje, ale zdarzają się takie. Ludzie dochodzą do wniosku, że na przykład zdecydowali się na jakiś ruch w karierze, ale to nie było właściwe, nie mają do tego predyspozycji, albo mają, ale się nim nie chce lub zmieniła im się sytuacja życiowa, może odeszli rodzice. Trzeba się do tego zaadoptować, natomiast na samym końcu, dla samej organizacji to jest lepiej, jeżeli człowiek w sposób uczciwy i dojrzały formułuje jakieś wnioski, wychodzi z pewną propozycją, nawet jeśli ona jest nie do końca po linii, takiej operacyjnej. W dłuższej perspektywie po prostu daje szansę, uniknięcia jakiegoś ogromnego ryzyka.

 

Zgadza się. Nie pogrążamy się w różnych scenariuszach, które nie są dla nas rozwojowe.

 

Tak, człowiek wie, iż gdzieś tam, dostaje informację zwrotną, że sobie na pewnej płaszczyźnie nie radzi, czy nie odpowiada mu to. Wtedy pijemy przez tą słomkę, jak można po prostu wziąć szklankę i się z niej swobodnie napić. Są takie sytuacje, one się zdarzają, ale nie powszechnie. W odwrotnej sytuacji człowiek po prostu wie, że coś przed nim stoi. Ma możliwość, chce się do tego „zabrać wspólnie”. To bardzo fajne polskie porzekadło. Trochę angielszczyzny używamy w coachingu i w naszej rozmowie, ale są również bardzo piękne rzeczy z polskiego kontekstu kulturowego i językowego. Jest takie powiedzenie: „co dwie głowy to nie jedna”. Coaching działa w myśl tej zasady. Ktoś Pana obserwuje i poznaje. Dzięki informacji od niego, pojawia się możliwość dowiedzenia się o sobie czegoś, czego się nie przypuszczało.

 

Tak, albo nakierowania mnie na jakieś obszary, jakich nigdy nie rozpatrywałem.

 

Nie wiem, czy nakierowanie, ale wspólnego odkrycia. Bo coach nie nakierowuje, kierunek jest na nowe, na coś więcej. To tak zwana wartość dodana. Mamy wskazówkę absolutnie nakierowaną na nowe, na przyszłość, ale nie w żadną konkretną stronę. Zyskujemy dodatkową perspektywę. Przykładowo, pani dyrektor przez ostatnich kilka lat uzyskała kilka awansów. Dostaje premie, realizuje cele. Wydaje jej się, że jest dobrze osadzona w roli i awans jest skończony. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tak. Jednak potem bierzemy konkretne narzędzie i robimy wstępną analizę. Uwzględniamy poszczególne obszary. Okazuje się, że tak w 80 procentach awans jest skończony, ale są tam takie sfery, które są jeszcze niepełne. Warto jest je dokończyć, przed kolejnym krokiem. Wartość dodana. Dowiedzieliśmy się coś o sytuacji, czego nie wiedzieliśmy wcześniej. To samo dotyczy odpowiednich wariantów. Chodzi o to, żeby przed podjęciem jakiejś decyzji, x bądź y przeanalizować warianty, te które pierwsze nam przychodzą do głowy. Zazwyczaj dwa, trzy, a potem jeszcze zmusić się do tego, żeby wygenerować czwarty, piąty, szósty. Zobaczyć szersze spectrum i dopiero wtedy dokonać wyboru.

 

Podoba mi się to o czym Pan wcześniej wspomniał, że coaching nie szuka problemów, tylko rozwija umiejętności i to, czego ludzie jeszcze nie widzą. Czy możemy stwierdzić, że osoba, która przejdzie sesję coachingową, odkrywa nową siebie? Czy czuje się lepsza w swoich działaniach? Jak osoba, która zaczyna z wami działania, ma się nastawiać na życiowe zmiany?  Jak głębokie będzie to rozwinięcie personalne, na ile się można tego spodziewać?

 

Taka osoba ma prawo spodziewać się wartości dodanej, tak bądź inaczej zdefiniowanej, bo ktoś chce popatrzyć na siebie odmiennie, a inny chce się dowiedzieć kim jest. Czasami chodzi o doprecyzowanie pewnych rzeczy, czyli zawsze mi się wydawało, że jestem sprawny i operacyjny, intryguje mnie, co to oznacza? Jak sam nad tym myślę na co dzień, to nie dochodzę do jakiś klarownych wniosków, więc porozmawiajmy na ten temat. Można powiedzieć, że w tym świecie, istnieją pewne dwa schematy. Jeden polega na koncentrowaniu się na tym, gdzie mamy największą tzw. deltę, czyli potrzebuję być tu i jestem tutaj. Im większa delta, tym znaczniejsza potrzeba, żeby się na tym skupić. To swoista praca na deficycie. Tam gdzie jest największy, na tym się skupiamy. Można natomiast się koncentrować się na wzmocnieniu swoich silnych cech i atutów – co mnie wyróżnia, w czym jestem dobry. Powyższe paradygmaty nie są ze sobą sprzeczne. Jednak ze względu na to, jak jesteśmy uczeni w szkołach i traktowani w firmach, skupiamy się na tym, co nam nie wychodzi. Tylko proszę sobie wyobrazić, że jest Pan Michaelem Jordanem. Osiem godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu ćwiczy Pan koszykówkę i ciągle koncentruje się na tym, co nie wychodzi. Przecież to można sobie w głowę strzelić! Trzeba wiedzieć, w czym się jest mocnym i to wzmacniać. W koszykówce jest takie pojęcie – rzut za trzy punkty, czyli bardziej trudny. Jeśli mi dobrze wychodzą te rzuty za trzy, to ma sens, żeby równolegle do kompensowania, czyli tam jakiejś pracy nad swoim deficytem, szlifować to, w czym się jest mocnym. Ciekawym jest to, że jak się szlifuje swoje mocne cechy, to te deficyty podskakują również. Same. Magia. Psychologia pozytywna.

 

Mam taki obrazek – łódki, żagla i steru, gdzie my skupiamy się na tym, żeby wzmocnić żagiel, trzymać mocno ster. W coachingu nie skupiamy się na tym, żeby wyposażać wnętrze w telewizor, żeby robić różne bajery na tej łódce, tylko skupiamy się na konkretach, które dają nam siłę do działania. Bardzo mi się wizualizuje, w tym przypadku łódka i żagiel, który przez coaching powiększamy. Człowiek dostaje takiej energii i brnie do przodu. I faktycznie jakby skupiamy się na tym, co jest najważniejsze, no bo może być łódź za milion dolarów, ale bez żagla i nigdzie nie popłynie.

 

Powiem Panu, jeszcze nigdy nie słyszałem takiego porównania, także bardzo dziękuję. Troszkę bym ten obraz, być może zmodyfikował tzn. myślę, że ten coaching raczej jest faktycznie podróżą, ale obszarem skupienia nie jest łódka, ale sam sterujący, bądź ten który tę łódkę kreuje. On o nią zadba albo nie. Pociągnie sterem w lewo lub w prawo. On ustawi poprawnie żagle albo nie. My się koncentrujemy bardzo stricte na człowieku, który oczywiście akurat w Pana obrazie jest na łódce, ma jakąś podróż do przebycia. My do tych podróży docieramy przez człowieka, a nie koncentrujemy się na samych podróżach, bo wtedy można byłoby to bardziej charakterem doradztwa. Czyli proszę sobie wyobrazić, że przychodzi coach do takiego sternika czy właściciela i pracuje nad tym, żeby tamten kij był bardziej płaski, coś w tej łódce dało się ulepszyć. Oni już pracują nad tym kijem, nie nad człowiekiem. Pada wtedy pytanie, jakie mamy warianty? Co możemy zrobić? Jakie mamy zasoby, żeby praktycznie doprowadzić tą sytuację do pożądanych efektów. Tak wyglądałoby to.

 

No właśnie tutaj bardziej porównywałbym, to że pracujemy z łódką a nie z człowiekiem.

 

A jednak.

 

Ok. Jednak gdzieś po tej rozmowie kształtuje mi się pewien obraz. Widzę, że faktycznie, dużo można osiągnąć i zyskać.

 

Ważne jest, żeby osiągać efekty. Na pewno trzeba mieć pewną formę dojrzałości. Chęć, gotowość i zasoby, energię do tego, żeby zrobić, to co jest potrzebne. Czasami, jak się nie ma siły, już samo wygenerowanie jej, będzie celem samym w sobie. Zwłaszcza jak na przykład  mówimy o kadrze menedżerskiej. Przywódcza rola menedżera pożera dużo energii. W zarządzaniu, przewodzeniu wykorzystujemy ten tak zwany PFC, czyli płat przedni, a nie działamy automatycznie i nawykowo przez system limbiczny. Nie funkcjonujemy automatycznie, działamy w sposób przemyślany. Ta część naszego mózgu jest ogromnie nerwo-chłonna. Dlatego tak bardzo się męczymy, kiedy musimy myśleć. W takich sytuacjach studenci kiedy mają uczyć się do egzaminu, wolą posprzątać lodówkę. Porządki domowe są  po prostu mniej energetycznie obciążające, a uczenie się jest bardzo energetycznie obciążające. W związku z tym ludzie, którzy pracują umysłowo, a menadżerowie i liderzy to są ludzie, którzy pracują głową, potrzebują zadbać o swój bilans energii. Jeśli jej brakuje, to głowa nic nie wyrzeźbi, będzie tylko kontynuowała przemęczanie się. Na efektywność wpływa sam człowiek oraz jego kontekst, środowisko. My nie abstrahujemy od kontekstu. Ma on znaczenie, oczywiście my indywidualnie oddziałujemy na to środowisko, nie jesteśmy jego ofiarą. Współtworzymy to środowisko, no ale ono też jest, takie jakie jest i musimy to też wziąć pod uwagę. Będzie sprzyjające albo nie – bierzemy jedno i drugie. Ono też wpływa na  efektywność coachingu. Oczywiście bardzo ważna rzecz to jest sam coach! Mężczyzna albo kobieta, bo coach to brzmi tak trochę po męsku, ale w wielu przypadkach są to panie. Radzą sobie w branży wspaniale. Coaching jest naprawdę bardzo trudnym zawodem. Wiedzą to wszyscy, którzy przychodzą na kursy. Jest to wspaniałe doświadczenie, bo ono naprawdę pomaga w życiu, długofalowo. Można powiedzieć, to czego się uczymy na tych kursach coachingowych, to jest taki pewien zestaw narzędzi, do obsługi samego siebie, swoich najbliższych, jakichś rodzinnych i biznesowych historii. To jest po prostu bardzo wartościowe, natomiast droga dojścia do pełnienia roli coacha, w sensie profesjonalnym, z  dobrymi skutkami, to już wymaga naprawdę lat przygotowań, pracy i treningu.

 

I to są słowa człowieka, który 25 lat temu, wprowadzał coaching do Polski. Panie Pawle, bardzo dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że spotkamy się już w wkrótce, na kolejnych.

 

Dziękuję Panu i dziękuję Państwu.

 

 

 

5/5 - (1 głosów)

Może Ci się spodobać