– Zauważyliśmy ze wspólnikiem, że w przeciwieństwie do innych krajów, u nas nie ma zabawek związanych z ulubionymi bohaterami z dzieciństwa. Nam najlepiej z Polski kojarzył się Miś Uszatek, Postanowiliśmy dotrzeć do rodzin twórców bajki i zapytać o prawa do produkowania maskotek. Podpisaliśmy odpowiednie umowy i ruszyliśmy – mówi Maciej Raczkowski. Współzałożyciel Fabryki Zabawek Pluszowych Kolor Plusz wspomina, jak jego firma zmierzyła się z legendą kultowej dobranocki. Opowiada także o współpracy m.in. z amerykańskimi studiami filmowymi. Zapraszamy na pierwszą część rozmowy!
Jakie były początki Kolor Pluszu? Co stało za decyzją o wejściu na rynek, na którym już w latach dziewięćdziesiątych mnóstwo było produktów z Azji?
Firma powstała w 1996 roku. Rynek był w tamtych latach bardzo rozproszony i dziki pod względem licencji. Regulacje pojawiły się po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Na początku zajmowaliśmy się sprzedażą do sklepów i sieci marketów. Były to zabawki, które kupował statystyczny Kowalski. Z czasem stwierdziliśmy, że na rynku czeka nas bitwa z konkurencją, o to, kto będzie pierwszy na półkach. Podjęliśmy decyzję o wejściu w sektor promocyjno-reklamowy, gdzie – przy rozbudowie działu projektowego – zaczęliśmy realizować zlecenia różnych firm i instytucji.

Fabryka realizuje kontrakty m.in. dla koncernów (fot. Kolor Plusz)
Chodziło o zabawki i stroje, które pomagają w sprzedaży produktowej lub promocji – na przykład wydarzenia sportowego. Nie widzieliśmy perspektywy rozwoju dla firmy produkującej tylko na polski rynek. Zaczęliśmy występować na targach w Niemczech, Austrii, Stanach Zjednoczonych. Dziś mogę powiedzieć, że działamy na całym świecie. Możemy wyprodukować maskotkę dla każdego, kto chce wzmocnić swoją markę.
Wśród wyróżniających się produktów znalazły się Slavek i Slavko – maskotki na EURO 2012. W firmie szyte są stroje reklamowe, powstają standy. Jak przekonuje się duże instytucje i międzynarodowe korporacje do współpracy?
Jest taka stara zasada: „jak będziesz robił dobrze, wszyscy się o tobie dowiedzą”. Klienci rozmawiają ze sobą o naszych produktach. Konkurencja przygląda się, jak wykonujemy swoją robotę. Zdarza się, że przedstawiciel polskiej firmy pyta kogoś z zagranicznego koncernu o nasze maskotki i stroje. Dopiero wtedy dowiaduje się, że zostały wykonane w Koszalinie. Firmę prowadzimy z Mirkiem Łapczukiem.
Staramy się usatysfakcjonować rynek swoją rzetelnością, co przekłada się na ilość zamówień. Postawienie na jakość wymaga poświęcenia większej ilości czasu. W zdobywaniu kontrahentów pomaga nam również udział w targach, gdzie jesteśmy aktywni marketingowo. Współpracujemy m.in. z wieloma koncernami spożywczymi i chemicznymi, z wielkimi, amerykańskimi studiami filmowymi. To dla nas duże osiągnięcie.
W Koszalinie odbywa się cały proces produkcyjny – od szkicu do ukończonego produktu?
Tam znajduje się nasza siedziba główna z działem projektowym i produkcją. Zatrudniamy około sześćdziesięciu osób. Zyskujemy dzięki wieloletniej pracy naszego zespołu, bez którego nie mielibyśmy tylu klientów. Bez ludzi firma to tylko nazwa. Statystycznie ujmując, zatrudniona przez nas osoba pracuje w Kolor Pluszu osiem lat. Myślę, że to dobry wynik. Ludzie, widząc sens tej pracy i mając zapewniony spokój, co jest na co dzień bardzo istotne, pokazują pełnię swoich możliwości.

Wszystko zaczyna się od szkicu (fot. Kolor Plusz)
Nasza branża jest specjalistyczna. Nie mamy w szeregach zwykłych krawcowych. To osoby, które nie korzystają z komputerów. Wszystko mają w głowie. Posiadają wiedzę, że każda zabawka składa się z wielu elementów, które trzeba odpowiednio zszyć. W dzisiejszych czasach produkuje się maskotki, które mają swoje normy bezpieczeństwa. Musimy ich ściśle przestrzegać.
Kto zajmuje się projektowaniem maskotek i zabawek? Jak pozyskuje się takie osoby do współpracy?
Osoby zgłaszające się na stanowisko związane z projektowaniem mają wykształcenie plastyczne. Podczas naboru dostają zadanie stworzenia prototypu maskotki. Przyglądamy się wówczas ich wyobraźni, w jaki sposób postrzegają bryłę. Obserwujemy, jak radzą sobie ze szkicowaniem, czy projektowaniem na komputerze.

Maskotki muszą spełniać wyśrubowane normy (fot. Kolor Plusz)
Sprawdzamy, czy mają zamiłowanie do pracy z materiałami. Ogólnie oceniamy potencjał osoby, która chce z nami współpracować. Wdrożenie zajmuje co najmniej rok. Nowa osoba zapoznaje się z technologią i specyfiką produkcji. Nasze projektantki tworzą rysunki, opracowują prototypy. Zachęcają klienta do stworzenia oryginalnej postaci. Następnie wyprodukowany prototyp trafia do akceptacji.
Wizytówką firmy jest Małe Muzeum, które stało się domem dla starych lalek z wytwórni „Se-Ma-For”. Nie brakuje tu pierwszego Misia Uszatka i scenografii do uwielbianych produkcji sprzed lat. Jak udało się zebrać taką kolekcję?
Małe Muzeum powstało trochę z przypadku. W pewnym momencie mój wspólnik zorientował się, że możemy odkupić gabloty wytwórni filmów animowanych „Se-Ma-For”, która znalazła się na zakręcie. Tak też się stało. W przeciwnym razie gabloty uległyby degradacji. W naszym muzeum prezentowane są postacie z różnego rodzaju animacji poklatkowych, począwszy od 1956 roku.

Miś to jeden z ulubionych bohaterów z dzieciństwa (fot. Kolor Plusz)
Naszym najcenniejszym eksponatem jest gablota z filmu „Zaproszenie”, w którym Miś Uszatek jest jedną z pierwszoplanowych postaci. Nasza kolekcja to kawał historii. Pokazuje, jak potężny był potencjał w polskim lalkarstwie w ubiegłym wieku.
Jak udało się zdobyć licencję na produkcję maskotek związanych z „Misiem Uszatkiem”?
Przez jedenaście lat występowaliśmy na targach w Norymberdze. To największe wydarzenie związane z zabawkami w Europie. Każdy kraj ma swoją historię związaną z dobranockami. W NRD popularny był Piaskowy Dziadek, w ZSRR – Wilk i Zając, a w Czechosłowacji – Krecik. Zauważyliśmy ze wspólnikiem, że w przeciwieństwie do innych krajów, u nas nie ma zabawek związanych z ulubionymi bohaterami z dzieciństwa. Nam najlepiej z Polski kojarzył się Miś Uszatek. To bajka, która nie straszy dzieci, nie ma w niej agresji. Jest bezpieczną i przyjazną produkcją. Postanowiliśmy dotrzeć do rodzin twórców Misia Uszatka i zapytać o prawa do produkowania maskotek. Podpisaliśmy odpowiednie umowy i ruszyliśmy. Staraliśmy się jak najbardziej dopracować misia.

Maskotki trafiają również na Słowację (fot. Kolor Plusz)
Powstało kilka wersji, w tym podstawowa – w piżamce. Nasz Miś Uszatek jest dostępny nie tylko w Polsce, wysyłamy go także na Słowację. Co ciekawe, część maskotek trafiła do Japonii. Jest tam bardzo popularny, jego wizerunek pojawiał się na napojach, czy ciasteczkach. Miś ogólnie zrobił karierę międzynarodową. Gdy mój syn studiował na ASP, pewnego razu rozmawiał z dziewczyną z Finlandii. Zobaczyła u niego na półce naszą maskotkę. Nazwała misia Nalle Luppakorva, bo tak brzmiało jego imię w fińskiej wersji językowej. Była przekonana, że Uszatek to animacja z Finlandii. Syn wytłumaczył jej, że miś ma polskie korzenie. Cieszę się, że nadal możemy uczestniczyć w promowaniu postaci, na której wychowały się pokolenia, nie tylko w Polsce.
ROZMAWIAŁ
PAWEŁ LEWANDOWSKI | redakcja@bizneszklasa.pl
PRZECZYTAJ DRUGĄ CZĘŚĆ ROZMOWY Z MACIEJEM RACZKOWSKIM
Jak Maciek Raczkowski został biznesmenem z gitarą? „Wiersze trafiały do szuflady”

