Strona główna » Daje drugie życie starym lampom. „Pieniądze są wypadkową pasji”

Daje drugie życie starym lampom. „Pieniądze są wypadkową pasji”

przez Pawel
lampy na zamówienie

Zaczęło się od fascynacji w dzieciństwie warsztatem ojca, który jest tokarzem. Radosław Nakonowski został pochłonięty przez świat majsterkowania. Z upływem lat hobby zmieniło się w biznes i bloga, którego śledzą tysiące internautów. Lampa Loft to jednoosobowa firma, która specjalizuje się w renowacji industrialnych przedmiotów. – W mojej działalności nie jest tak, że wszystko kręci się wokół pieniędzy. Są one raczej wypadkową pasji – podkreśla Radosław w rozmowie z portalem „Biznes z klasą”.

Dlaczego akurat industrialne lampy stały się najważniejszą częścią Twojego biznesu?

Kiedyś w sklepie zobaczyłem replikę reflektora teatralnego. Była w dość wysokiej cenie. Przez wiele lat pracowałem w branży telewizyjnej jako operator. Postanowiłem, że przygotuję sobie taką lampę samodzielnie. Wykorzystałem stary, wojskowy statyw. Drewniany wygląda efektowniej niż duży, wykonany ze stali. Odrestaurowałem reflektor i wszystko połączyłem. Gdy odwiedziła mnie przyjaciółka, była pod wrażeniem. Powiedziała: „Radek, powinieneś to sprzedawać!”. Coś mnie tknęło. Zawsze lubiłem majsterkowanie. Mam zdolności manualne po rodzicach. W ostatnich latach PRL, ojciec zabierał mnie do zakładów przemysłowych, gdzie pracował. Od dziecka przebywałem w otoczeniu industrialnym. To jeden z elementów, który sprawił, że znalazłem taką niszę na rynku. Przy okazji warto dodać, że z technicznego punktu widzenia zajmuję się oprawami. Potocznie używamy słowa „lampa”.

Lampy do renowacji pozyskujesz na targach staroci, innym razem udaje się przejąć bezpośrednio sprzęt pofabryczny, który wylądowałby na złomie. Co jest największym wyzwaniem podczas dawania lampom drugiego życia? Brak części, dostępność wiedzy o danym modelu?

Staram się ratować przed zapomnieniem lampy z miejsc, które upadają lub są modernizowane. Tak było na przykład z zakładami z Elbląga produkującymi przyczepy i cysterny. Stamtąd przekazano mi sto dużych lamp, które nie były już potrzebne po modernizacji. Odrestaurowałem te egzemplarze. Na przykład dwadzieścia sztuk dostało drugie życie i trafiło do studia pilates znanej dziennikarki. Jeśli chodzi o stare lampy, staram się odwzorować każdy model 1:1. Wiele brakujących części jestem w stanie dorobić. W końcu mam już spore doświadczenie. To trochę podobna praca jak przy renowacji starych samochodów.

lampy industrialne

Niejedna pofabryczna lampa mogłaby skończyć na złomowisku (fot. Lampa Loft)

Jeśli chodzi o pozyskiwanie informacji o lampach, nie jest łatwo. Często nie ma już po prostu kogo zapytać. Obecnie prezes firmy może wiedzieć, że 50 lat temu produkowano w jego zakładzie dane lampy, ale zwykle nie ma pojęcia o materiałach, z jakich wykonywano poszczególne modele. Podobnie jest z najstarszymi pracownikami. Gdy stali przy taśmie nie koncentrowali się na detalach, zwłaszcza gdy działali na akord i produkowali tylko elementy. Czasem osoby, które pracowały w tym przemyśle, dowiadują się ode mnie więcej szczegółów, niż same mają w pamięci. W poszerzaniu wiedzy bardzo pomaga mi zbieranie starych katalogów lamp.

Liczbę odrestaurowanych egzemplarzy szacujesz w tysiącach. Które są największymi perełkami? Będzie to np. arcydzieło designu sprzed stu lat – słynna lampa Gras?

To faktycznie wspaniała lampa z piękną historią, ale jest też wiele przykładów z Polski, do których mam większy sentyment. Przewijają się przez moje dłonie oprawy z Warszawskiej Fabryki Żyrandoli Elektrycznych Antoniego Marciniaka. Przedwojenny zakład dziś już nie istnieje. Stare oprawy w nim wyprodukowane mają niesamowity kształt. Jestem chyba jedyną osobą w Polsce, która podejmuje się przywrócenia szklanych kloszy do wielu modeli starych lamp przemysłowych. Ciekawa jest historia oryginalnego egzemplarza klosza szklanego opalowego do modelu z serii OŻk, który zdobyłem po dwunastu latach poszukiwań. Wszystko dzięki darczyńcom, którzy zaproponowali mi przesłanie staroci zgromadzonych na strychu.

Klosze zamówiłem w hucie szkła, kosztowały sporo. W tym przypadku chodziło jednak nie tylko o inwestycję, ale i pasję. Lampy z nowymi kloszami wizualnie prezentują się świetnie. Moja praca i fascynacja jest doceniana przez klientów. W dodatku mam książkę z dedykacją od prawnuka fabrykanta. Marciniakowie to rodzina gruntownie wykształcona technicznie. Dziś produkują już inne rzeczy, świetnie sobie radzą, aczkolwiek toczą jeszcze sądowe spory w sprawie znacjonalizowanej w czasach PRL fabryki przodka.

Każdy pasjonat, który poszerza swoje zbiory, wie, że często problem stanowi przechowywanie kolekcji. Jak udaje Ci się gromadzić: części, katalogi, poszczególne egzemplarze? Jak to pogodzić, żeby nie przeszkadzało bliskim?

Mam magazyny ze sporą powierzchnią. Przechowuję kilka tysięcy lamp, które czekają na renowację. Nie buduję dużej, prywatnej kolekcji lamp i innych staroci, bo pojawia się właśnie problem przechowywania. Nie ukrywam, jestem zawalony po kokardę. Po renowacji lampy są od razu sprzedawane, ale wiem, że trafiają w dobre ręce. Zachwyceni ludzie często wysyłają mi zdjęcia już zawieszonych lamp. Sprawia mi to niesamowitą satysfakcję.

W swoich mediach społecznościowych dzielisz się szeroko wiedzą o starych przedmiotach z duszą. Materiały robią wrażenie pod względem dopracowania, świetnie promują jednocześnie firmę. Przydało się wieloletnie doświadczenie operatora kamery? Można powiedzieć, że to właśnie rolki stoją za sukcesem projektu Lampa Loft?

Jest tak w dużym stopniu, ale też nie do końca. Media społecznościowe miałem już rozbudowane, zanim weszły rolki. Bazowałem wówczas na przykład na zdjęciach. Zmysł operatora pomaga zdecydowanie. Na pewnych rzeczach kompletnie się nie znam, ale myślę, że mam poczucie estetyki. Co prawda o gustach się nie dyskutuje, ale te osoby, które mnie obserwują, jak widać, mają podobny. Regularnie robię relacje z targów staroci, gdzie pokazuję swoją twarz, opowiadając o ciekawych przedmiotach. Zauważyłem, że dla wielu ludzi, ta formuła stała się niedzielnym „Telerankiem”. W sobotę dopytują się, czy następnego dnia rano będą relacje.

Regularność we wrzucaniu filmów jest bardzo ważna, choć z czasem bywa różnie. W materiałach opowiadam nieznane szerzej historie, trochę edukuję. Osobom, które obserwują moją aktywność, bardzo spodobała się ostatnio rolka o Zofii Stryjeńskiej. W latach siedemdziesiątych były produkowane lampy z kalkomaniami stylizowanymi na cykl przedwojennej artystki – „Tańce polskie”. Ze staroci zbieram obecnie przedmioty, które przydadzą mi się jako dekoracje do zdjęć czy materiałów filmowych. Ostatnio udało mi się nabyć oficjalne reprinty Davida Hockneya. Są warte kilka tysięcy za sztukę, a ja zapłaciłem za nie po 50 złotych. Nie zamierzam ich sprzedawać. Przygotowując materiały do filmów, bazuję na swojej scenografii. Nie korzystam z obrazów sztucznej inteligencji. Nie każdy jest w stanie dostrzec piękno przedmiotów, gdy prezentuję te rzeczy na targu. Przy odpowiedniej ekspozycji w pracowni, można docenić ich urok w pełni.

Co możemy powiedzieć o rynku antyków w Polsce? To jest środowisko, która rozwija się intensywnie, czy raczej gromadzi dość wąskie grono entuzjastów?

Najczęściej odwiedzam targ staroci we Włocławku. Kiedyś były tu wystawiane przede wszystkim klamoty z Zachodu, czyli mało interesujące rzeczy z wystawek. Z czasem zaczęło się pojawiać coraz więcej osób, które handlują szkłem i trochę bardziej wyszukaną porcelaną.

zegar antyk

Pasja związana ze starymi przedmiotami wymaga ciągłego poszerzania wiedzy (fot. Lampa Loft)

Spotkałem już ludzi zainspirowanych moimi filmikami, którzy przybyli do Włocławka. Porozmawialiśmy, kupiłem u nich klosze ze szkła uranowego. W komentarzach pod relacjami zdarza mi się czytać, że na targu staroci jest tylko mnóstwo nic niewartych śmieci. Tymczasem trzeba mieć wiedzę, jak wyszukiwać ciekawe przedmioty. Nie jest to łatwe.

Twój ulubiony – poza lampą – przedmiot, który udało się upolować na rynku staroci?

Odkupiłem zdjęcia fotografa, który zajmował się Formułą 1. Jest na nich m.in. Jackie Stewart mistrz, który święcił triumfy na przełomie lat 60. i 70. Album z blisko setką fotografii w dużym formacie kosztował mnie około 300 złotych. Myślę, że jest wart dużo więcej. Ma wartość historyczną. Kiedyś na targach powszechna była nieświadomość, czym się handluje. Pamiętam historię z początków mojej działalności, gdy kupiłem klasyczną lampę biurkową za 15 złotych. Była to Kaiser Idell 6556.

naprawa lamp

Liczba odrestaurowanych opraw idzie już w tysiące (fot. Lampa Loft)

Renowacja polegała na wypolerowaniu i wymianie instalacji elektrycznej. Później lampę sprzedałem za kilkaset złotych. To był złoty strzał, który rzadko się zdarza, choć przyznaję, że w mojej działalności nie jest tak, że wszystko kręci się wokół pieniędzy. Są one raczej wypadkową pasji.

W branży przedmiotów z bogatą historią też możemy wyróżnić pewne trendy. W ostatnich latach w sieci dużo pisze się o popularności szkła z okresu PRL. Czy mając wpływ na dużą społeczność w internecie, sam możesz już kreować pewne trendy?

Gdy o czymś mówi się więcej, rośnie zainteresowanie. Ostatnio w mediach społecznościowych prezentuję włocławskie pikasiaki. To na przykład talerze z awangardowymi zdobieniami. Stylistyką nawiązują do Pabla Picassa. Artysta odwiedził Polskę w 1948 roku. Jego twórczość stała się inspiracją dla polskich projektantów. Poza Włocławkiem pikasiaki produkowano w różnych miejscach w Polsce, m.in. w Pruszkowie. Jestem nimi zachwycony.

W wywiadach podkreślasz, że jednoosobowa firma to optymalne rozwiązanie. Nie masz planów stworzenia własnej manufaktury. A gdyby we Włocławku zgłosił się jakiś entuzjasta, żeby nauczyć się warsztatu? Przyjąłbyś go jako ucznia?

Powiem szczerze, że nie dałbym rady – ze względu na brak czasu. Nie jest łatwo nauczyć się renowacji. Ogólnie mam wrażenie, że osoby z młodszego pokolenia mają problem. Gdy na co dzień ciągle trzyma się telefon w dłoni, trudniej zabrać się do pracy manualnej. Jednocześnie muszę przyznać, że czasem w majsterkowaniu pomaga mi ktoś z rodziny.

lampy włocławek

Media społecznościowe Radosława śledzą tysiące internautów (fot. Lampa Loft)

Gdy moja córka jest przeziębiona i muszę z nią zostać, zabieram swoją walizeczkę z narzędziami do domu. Wtedy zajmujemy się z Zosią na przykład przewodami do lamp. Ogólnie lubi przebywać w pracowni. Czasem maluje lampy farbami dla dzieci. Dla sześciolatki jest to zabawa. Nie myślę, czy w przyszłości będzie moją następczynią, niech spełnia swoje marzenia. Manualne umiejętności jednak zawsze się w życiu przydają.

ROZMAWIAŁ 

PAWEŁ LEWANDOWSKI | redakcja@bizneszklasa.pl

Portal biznesowy

4.4/5 - (25 głosów)

Może Ci się spodobać